Dzisiaj zamierzam upiec trzy pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze spełnię obietnicę daną silowi, dotyczącą raportu z przebiegu gry narracyjnej jego autorstwa, mianowicie The City Needs You. Po drugie, przy okazji tej gry miałem okazję przetestować pewne mechanizmy, które w przyszłości mam zamiar wykorzystać w swojej fabularnej autorce Simulacrum (na razie jedyną zajawkę na ten temat można przeczytać również u sila). Po trzecie za sprawą dwóch poprzednich punktów ta notka wpisuje się w 35 edycję Karnawału Blogowego prowadzoną przez Krzemienia.
Zatem. Rozgrywka w The City Needs You dostarczyła mi sporo frajdy i niełatwo mi było się od niej oderwać a musiałem rozłożyć ją na dwa wieczory. Tworząc miasto wylosowałem 200 słów z bazy zawierającej ich ponad 3,4 miliona (bez nazw własnych, za to z wszystkimi formami fleksyjnymi). Polegając na luźnych skojarzeniach, wspomaganych półszklaneczką whisky, wybrałem/wymyśliłem 32 klucze, wokół których stworzyłem miasto i jego problemy. Przez głowę przeleciało mi bez liku mniej lub bardziej udanych pomysłów. Refleksja moja na tym etapie była taka, że chyba trochę tego za dużo się porobiło (a gdybym się trzymał ściśle reguł gry, to nawet byłoby jeszcze więcej). W szczególności pomysł spisania z tego dokładnego raportu musiałem niestety odrzucić. Dlatego w dużym skrócie, dzieląc na rozdziały analogicznie do instrukcji i pogrubiając klucze.
Początek
Burmistrz miasta, to sprawny urzędnik, ale prywatnie potworny despota, tyran i dyktator w domu. Stosując wobec nieżyjącej już żony i dziecka niemal dryl i przemoc psychiczną sprawił, że jego syn został głównym złoczyńcą (o czym ojciec nie wie). Główny złoczyńca ma poza miastem ogrodzoną wysokim murem posesję Azyl, w której zamieszkuje z grupą wspólnie ćwiczących adeptów karate, gotowych złomotać każdego na rozkaz pryncypała oraz omotanymi przez niego jego wyznawcami, członkami sekty. Wśród nich jest entomolog, który jest pomysłodawcą planu zagłady miasta.
Ma to polegać na tym, że gigantyczny rój specjalnie wyhodowanych, genetycznie zmodyfikowanych i oswojonych pszczół z poprzyczepianymi ładunkami wybuchowymi opanuje całe miasto i nastąpi jednoczesna detonacja. Chcąc nie dopuścić do przedwczesnego wykrycia planu, główny złoczyńca, lobbując przy pomocy swoich wyznawców, a także wykorzystując słabość ojca, doprowadził do uchwalenia prawa zabraniającego jakichkolwiek lotów - w tym szybowcowych, czy motolotniarskich - w okolicy Azylu.
Główny bohater miał natomiast trudne dzieciństwo, które i pogrążył się w trwającej wiele lat depresji. W końcu przystał do grupy terapeutycznej, która miała zrzeszać ludzi cierpiących na depresję, a okazała się sektą założoną przez głównego złego, szukającego desperatów do pomocy przy swoim planie zawładnięcia miastem. Jakimś cudem bohater nie dał się omotać i wyczuwając, że coś tu śmierdzi, szybko zerwał kontakty z tymi ludźmi. Jednocześnie jakoś się z tej depresji wygrzebał, w czym pomogło uczucie (z widokami na odwzajemnienie) wobec poznanej urodziwej harfiarki.
Quest
Chcąc jej zaimponować a jednocześnie podejrzewając niecne intencje głównego złoczyńcy (ze względu na burmistrza zbagatelizowane przez policję, na którą zgłosił się ze swoimi podejrzeniami) postanowił zdemaskować łobuza. W tym celu wyjechał do innego miasta, w którym mieszkał jego przyjaciel z dawnych lat, zapalony militarysta i majsterkowicz. Wspólnie skonstruowali niesamowitego robota z zaawansowaną sztuczną inteligencją, przystosowanego do działań zwiadowczych i zaczepnych.
Niestety pech sprawił, że pod nieobecność bohatera główny zły po wizycie w filharmonii zauroczył się w występującej tam harfiarce - obiekcie westchnień bohatera. Wykorzystując swoje zdolności wpływu na ludzi splugawił (cokolwiek za tym się kryje) harfiarkę, która przyłączyła się do niego. Aby ostatecznie i symbolicznie przywiązać ją do siebie a jednocześnie przetestować najnowszy, coraz bliższy ideału szczep pszczół, wysadził w powietrze filharmonię. Potem wzięli ślub w Azylu, który poprowadził zwerbowany do sekty ksiądz.
Konfrontacja
Bohater wraca do miasta wraz ze skonstruowanym robotem i podręcznym arsenałem. O harfiarce wie tylko tyle, że zaginęła i jest przekonany, że stało się to podczas wybuchu w filharmonii a po prostu jej ciała - podobnie jak wielu innych - jeszcze nie wygrzebano z gruzów i nie zidentyfikowano. Po krótkim śledztwie (wykorzystującym takie poszlaki, jak wspomniane wyżej prawo o nielataniu nad określonym rejonem, czy zeznania żula, który widział złoczyńcę oraz obsadzające filharmonię i wybuchające pszczoły - przez które z resztą policja nie potraktowała go wiarygodnie) dochodzi do ostatecznego starcia. Wysłany na zwiady robot zostaje odkryty i zaatakowany.
Na skutek, jak się okazuje, wadliwych, niesprawdzonych w takiej sytuacji algorytmów, robot wpada w panikę i zaczyna siać zniszczenie. Mechanizm zdalnie wyłączający robota ulega uszkodzeniu, więc jedyne, co bohater może zrobić, to śledzić z przerażeniem transmisję live z oczu robota w swoim vanie. Wtem na monitorze dostrzega harfiarkę. Zrywa się na równe nogi i z RPG w ręku pędzi jak szalony do Azylu z zamiarem unicestwienia robota. Przybywa jednak za późno. Wszystko płonie, masa trupów, gruzu i szkła. Uszkodzony i wypstrykany z amunicji, napalmu i ładunków wybuchowych robot kręci się jak pijany, mrugając przy tym światełkami i krzesząc iskry. Bohater dobiega do konającej harfiarki, która zdąża wyszeptać "wybacz..." i umiera.
Zza jakieś kępy gruzów, z kłębów dymu wyłania się postać głównego złego, który osmalony, poturbowany, ale wściekły rzuca się w kierunku bohatera. Ten jednak odruchowo robi użytek z RPG kończąc jego nędzny żywot a wydłużając niestety swoją własną nie mniej nędzną egzystencję.
Podsumowanie zabawy
Tak mi to wyszło. Nie jestem pewny, czy zrobiłem wszystko zgodnie z intencjami autora, bo miejscami interpretacja reguł gry nastręczała drobnych trudności. Nie wszystkie klucze znalazły istotne zastosowanie w tworzonej opowieści, głównie dlatego, że rozrosłaby się do niebotycznych rozmiarów. Niemniej starałem się do każdego przypisać jakieś miejsce, postać, grupę postaci, czy bardziej ogólną ideę i na upartego dałoby się to jakoś wszystko zmieścić w fabule.
Jeśli chodzi o przydatność powyższej rozgrywki do moich własnych projektów, to udowodniła ona, że można z powodzeniem używać słów losowanych z niemal kompletnej bazy języka polskiego, jako źródła inspiracji podczas improwizacji. Chodzi o coś w rodzaju wyroczni używanej w sandboksach. Idea jest taka, aby nie tracić czasu na tworzenie tabelek, tylko jechać na żywioł. Mając do dyspozycji cały słownik języka polskiego możliwości są nieograniczone.
Nawiązując natomiast bardziej bezpośrednio do tematu karnawału, chciałem wyznać, że była to pierwsza autorka, w jaką w życiu grałem (pomijając własne i te z bliskiego kręgu znajomych, z którymi gram na co dzień). Zaryzykuję przy tym stwierdzenie, że nie jestem tutaj żadnym wyjątkiem. Co ciekawe, mam wrażenie, że na forach PBFów, autorki z kolei cieszą się całkiem niezłą popularnością i tam stosunkowo łatwo znaleźć chętnych do gry w nie przez forum. A w każdym razie niewiele trudniej niż do komercyjnych produkcji.
Żeby to jednak jakoś zweryfikować pytam niniejszym erpegową brać: w ile wy autorek graliście (wyłączając własne i znajomych, z którymi gracie) i poprzez jakie medium?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz