Pierwszy raz sięgnąłem po Zajdla wieki temu. Wpadł mi wówczas w ręce zbiór opowiadań. O ile dobrze pamiętam, wszystkie były krótkie - żadnych zapychaczy, czysty konkret. Było ich tam ze dwadzieścia, albo i więcej* a każde jedno miażdżyło, poniewierało, nicowało. Jakimś cudem na tym poprzestałem. Dopiero niedawno podczas wizyty w bibliotece zerknąłem pod zet, nie robiąc sobie większych nadziei.
Ku memu zdumieniu stało tam całkiem sporo Zajdlów - głównie starych wydań, ale niczemu to wszak nie szkodzi poza tym, że łatwo podrzeć przy przewracaniu stron. Na początku zachowywałem się trochę jako ten ślimak, który powolutku wysuwa na całą długość "rogi", by schować je gwałtownie po najlżejszym choćby zetknięciu oka z jakąś przeszkodą. Podobnie ja wyciągałem rękę, by cofnąć ją szybko zdjęty nieokreślonym ni to lękiem, ni to nieśmiałością. Tego dnia wyszedłem z biblioteki inną książką.
Podobnie zakończyła się następna wizyta i następna. Za każdym razem jednak ślimaczy rytuał się powtarzał. W końcu za którymś razem okazało się, że dojrzałem: "Paradyzji" nie odstawiłem na półkę, tylko zabrałem ze sobą. Wróciłem szybciej niż bym się spodziewał. Połkniętą "Paradyzję" wymieniłem na "Prawo do powrotu", które jednym tchem przeczytane równie szybko wróciło na biblioteczną półkę, by zapełnić lukę po wyjętej "Lalande 21185".
Ta ostatnia jeszcze u mnie leży, ale tylko ze względów logistycznych - po prostu nie miałem kiedy wybrać się do biblioteki, aby wymienić ją na "Cylinder van Troffa". Albo "Limes inferior". Albo w mordę jeża pierwszą z brzegu. To po prostu się czyta! Nieważne o czym traktuje, nieważne gdzie i kiedy dzieje się akcja, to po prostu się czyta.
Ani nie ma tam nadzwyczaj wysmakowanego języka (za to jest nienaganna, elegancka polszczyzna, co wbrew pozorom nie jest obecnie standardem), ani pomysły dzisiaj nie wydają się pewnie aż tak oryginalne i zaskakujące, jak w momencie pierwszej publikacji. A mimo to coś tam jest takiego, że wsysa niemożebnie i nie pozwala się oderwać. Zaprawdę powiadam Wam: czytajcie Zajdla, jeśli go nie znacie. I nie pytajcie "co wybrać?", "od czego zacząć?" - zupełnie nie ma to znaczenia. Po prostu łapcie, cokolwiek się trafi.
* Sprawdziłem. Zdaje się, że tak naprawdę tych opowiadań było 17 (zbiorek "Przejście przez lustro") lub 18 (w "Ogonie diabła").
* Sprawdziłem. Zdaje się, że tak naprawdę tych opowiadań było 17 (zbiorek "Przejście przez lustro") lub 18 (w "Ogonie diabła").
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz