Strona główna

środa, 14 listopada 2012

Dzieje rękopisu #02 - zawód kopista


(...) książki pełne są słów ludzi mądrych, pełne starożytnych wzorów obyczaju, praw i bogobojności. One żyją, obcują z nami i rozmawiają, uczą nas, kształcą, pocieszają i sprawy najodleglejsze od naszej pamięci, jak teraźniejsze stawiają nam przed oczy. Tak wielka jest władza tych ksiąg, tak wielka powaga i dostojność,  taka wreszcie godność, że gdyby książki nie istniały, wszyscy bylibyśmy nieokrzesanymi prostakami (...)
Kardynał Bessarion,
akt darowizny księgozbioru
na rzecz biblioteki weneckiej

Przedstawiam drugi artykułu z krótkiego cyklu "Dzieje rękopisu". W odróżnieniu do poprzedniej części, tym razem jest to raczej zbiór ciekawostek, niż usystematyzowana wiedza - ot, po kwerendzie zostało trochę fiszek, które nie bardzo jest jak ująć w sensowną całość. Głównie będzie o doli kopisty i trochę o bibliotekach. Zapraszam do lektury!

Zawód kopista

W celu zapewnienia należytej uwagi i staranności przy przepisywaniu, teksty bywały okraszane dyscyplinującymi "zaklęciami". Oto przykład: Zaklinam ciebie, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i jego chwalebnej, ponownej paruzji, gdy przyjdzie sądzić żywych i umarłych - porównaj twoją kopię i popraw ją uważnie według tego egzemplarza, z którego przepisałeś, a to zaklęcie przepisz na swoim egzemplarzu tak, jak je masz.

W regulaminach przyklasztornych skryptoriów przewidywano surowe kary za zaniedbania na polu pracy skryptorskiej. Przykłady z klasztoru w Studion, słynnego z przepisywania tekstów: Jeśli sporządzi kleju ponad miarę i przez niedbalstwo da mu zbutwieć, niech odprawi pokutę 50 razy, Jeśli ktoś odczyta więcej, niż jest napisane w księdze, z której przepisuje, ma spożywać posiłki tylko suche, czy wspomniana już w poprzedniej notce reguła Jeśli ktoś będzie zapamiętywał to, co napisane w księdze, z której przepisuje, i przepisywał z pamięci (sic!), pozostanie w odosobnieniu na 3 dni.

Jak można wywnioskować z lektury poprzedniej części, dobry kopista powinien być skromny, żeby pycha nie zakłócała odbioru tekstu. Jednym ze sposobów na temperowanie ego było nadawanie sobie przez skrybów umniejszających określeń przy podpisywaniu kopii. Wśród nich znamy takie, jak: prostak, najgorszy z ludzi, niezdarny skryba i przykładowy cały podpis: Józef, lichy zakonnik, nieuk i niezdarny skryba.

Praca kopisty była wynagradzana od strony tekstu. Stąd między innymi szerokie marginesy dookoła tekstu, charakterystyczne dla wielu średniowiecznych rękopisów. Oprócz samego "przepisywacza" przy zdobionym rękopisie pracowało często jeszcze wielu innych specjalistów takich jak rubrykator (wyróżnianie wyrazów uznanych za ważne na czerwono), iluminator (zdobienia typu esy-floresy), czy miniaturzysta (od obrazków, nie mylić z miniatorem, który był od upiększania liter, np. inicjałów).

Stąd potem rachunek za wykonanie rękopisu wyglądał na przykład tak, jak w przypadku Ewangeliarza z XII w: obliczony koszt za ten "Ewangeliarz" wynosi, jak następuje: za pergamin 13 hyperperów, opłata kopisty i przyborów 18, za kartę tytułową i lazurowanie obrzeży [...], za odrębne złocenia rozdziałów i nagłówków każdej ewangelii 17 florenów [...], czyli 30 hyperperów, opłata chryzografa 8 hyperperów, introligatora [...].

A trzeba przy tym pamiętać, że papier (czy inne podobne nośniki) nie był tani. Cena ryzy papieru w połowie XVI wieku na ziemiach polskich wahała się między 20 a 40 groszy. W tym samym czasie trzewiki kosztowały 7-14 groszy, koszula lniana 5-8 groszy, korzec pszenicy 5 groszy a gęś tuczona 2-4 grosze.

(Jak już przy cenach jesteśmy, to odrobinę wykroczymy poza ramy tematu. Oto ceny niektórych druków w XVI w: Statuty Łaskiego 30 florenów, Wizerunek własny człowieka poczciwego Reja 6 florenów, Gramatyka Donata 4 grosze. A dla porównania: za wołu płacono 4 floreny, za konia przeszło 18 florenów, a za parę butów 17 groszy. Cena 500 arkuszy papieru między 20 a 40 groszy. W XVII wieku do najdroższych książek należały atlasy wycenione na 150 florenów. Pojedyncze mapy po 5 florenów. Mnóstwo ciekawych a przy tym skażonych spaczeniem materiałów o starodrukach znajdziecie u Pafnucego)

To wszystko sprawiało, że zdarzały się oszustwa, których czasem dopuszczali się nawet uznani "wydawcy". Bywało że skryptorium nie dysponowało kopią zamawianego tekstu umożliwiającą zrobienie odpisu a mimo to podejmowało zlecenie. Potem dostarczano kopię zupełnie innego dzieła, opisaną jednak tak, jakby była tym zamawianym.

A z drugiej strony nie było w zwyczaju płacić autorom za książki - co najwyżej, jeżeli to był druk, otrzymywali gratis kilka wydrukowanych egzemplarzy. Owszem, w przypadku pisania na zlecenia, autor bywał wynagradzany, jednak nie uzyskiwał przez to żadnych praw do czerpania zysków z rozpowszechniania czy innego korzystania ze swojej pracy. Pierwsze klasyczne honoraria autorskie pojawiły się dopiero w XVIII wieku!  

Średniowieczna biblioteka

W europejskim średniowieczu przez długi czas istniały niemal wyłącznie biblioteki przyklasztorne, dopiero z czasem wzrastała rola bibliotek uniwersyteckich. Tymczasem w XII w. w samym tylko Bagdadzie miało funkcjonować 36 bibliotek publicznych. Ponadto wielu możnych tego miasta udostępniało również zainteresowanym swoje prywatne zasoby.

Istniała już wówczas potrzeba klasyfikacji, jednak stosowano sposób zgoła odmienny od znanych dzisiaj: otóż spis rozpoczynano zawsze od dzieł teologicznych a dalej kontynuowano poprzez określone nauki.

Do późnych czasów zasadniczo czytano wyłącznie na głos, stąd powszechnie słyszane w przybytkach bibliotecznych murmurandum.

Księgi układano grzbietami do ściany. Ponadto bywało, że w celu ochrony przed kradzieżą przytwierdzano je łańcuchami. I tu się pewnie przydawał grzbiet, bowiem zwyczaj umieszczania na nim informacji o tytule, czy autorze jest późniejszy. Takie księgi zwano z łacińska libri catenati.

Tyle na dzisiaj. Ostatnia odsłona cyklu będzie poświęcona wykorzystaniu na sesji RPG wiedzy przedstawionej w dwóch pierwszych częściach. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!

2 komentarze:

  1. Jest księga której nie wolno czytać. Mimo zakazu zdarzają się śmiałkowie. Twórcy księgi, żeby śmiałków ukarać, dodali do atramentu silną truciznę. Czytelnik chcąc przewrócić kolejną stronę musi ślinić palce.. Po kilku stronach księga zabije.

    OdpowiedzUsuń
  2. darekpages
    z tego co pamiętam, to nie do atramentu, lecz posmarowali nią rogi kart księgi ;)

    Bardzo dobry tekst, czekam na podsumowanie i propozycje używania na sesjach.

    OdpowiedzUsuń