Pewnego ranka brudny, brzydki i zielony troll obudził się, przeciągnął, ziewnął (oraz wykonał inne czynności związane między innymi z upustem gazów, tudzież czochraniem się w różnych miejscach, ale nie będziemy skupiać się na takich detalach), po czym stwierdził, że na śniadanie ma ochotę zjeść człekowe mięso, bo już dawno takiego nie jadł. Wziął swoją potężną, kamienną maczugę i ruszył na polowanie w kierunku przeciwnym niż głąb lasu - czyli w kierunku ludzkich siedzib. Po jakimś czasie natknął się na drogę, która wydawała się być uczęszczana. Schował się w krzakach przy najbliższym zakręcie i czekał.
Po jakimś czasie usłyszał szurające kroki i pogwizdywanie. Wreszcie ujrzał postać wyłaniającą się zza zakrętu. Był to starszy, acz dziarski człowieczek, niosący wór chrustu na plecach. Szedł tak sobie pogwizdując, bowiem nie przeczuwał wcale grożącego mu niebezpieczeństwa. A jako że troll był okrutnie głodny, toteż postanowił odpuścić sobie to całe ryczenie, grożenie, maczugą potrząsanie i ogólnie wzbudzanie grozy, które samo w sobie jest całkiem zabawne i dodaje apetytu, ale zazwyczaj odsuwa nieco w czasie moment konsumpcji.
Dlatego kiedy człowiek mijał zarośla, w których czekał ukryty troll, spomiędzy liści bez żadnego ostrzeżenia wynurzyła się potężna, kamienna maczuga i ruchem bardzoszybkoopadającym zbliżała się do ludzkiej głowy. Wówczas wydarzyło się coś, czego troll absolutnie się nie spodziewał: człowiek porzucił wór z chrustem i błyskawicznie uskoczył, unikając przymusowej trepanacji czaszki.
Uderzenie maczugi o ziemię sprawiło, że zadrżała ziemia, kilka liści spadło z drzew a kurz podniósł się taki, że przez kilka chwil przesłonił całą scenę. Po tym zapadła długa chwila ciszy, podczas której troll usiłował zrozumieć, co się stało. W końcu kurz opadł ukazując podwijającego rękawy człowieka, który rzekł:
- Trollu, trollu, uderzając w ten sposób nigdy mnie nie trafisz. Jestem mistrzem sztuk walki i zaraz udzielę Ci lekcji.
To rzekłszy człowiek wyszukał młody dąbczak, splunął w dłonie i wyrwał go z korzeniami. Wyjętym zza cholewy kozikiem zaczął przycinać gałązki. W tym czasie tłumaczył zaskoczonemu trollowi teorię walki maczugą. Po tym jak przygotował sobie broń treningową, zaczął demonstrować uprzednio wyłożoną naukę, zachęcając trolla do naśladowania, co tamten skwapliwie czynił.
Troll okazał się bardzo pojętnym uczniem a ponieważ wciąż go wierciło w brzuchu, toteż po przyswojeniu dostatecznej jego zdaniem porcji wiedzy, powiedział, że spróbuje ponownie zdzielić człowieka maczugą. Jak powiedział, tak zrobił. Tym razem maczuga zmiażdżyła ludzką czaszkę. Chwilę później troll jadł swoje długo wyczekane śniadanie rozmyślając, jak to się dziwnie losy plotą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz