kbender zaproponował ciekawą ankietę, ale w swoim wpisie skupię się jednak na pytaniu, które postawił w temacie: jak gram, z kim i dlaczego tak? Pytanie jest dla mnie o tyle ciekawe, że dotyka problemu, z którym do niedawna borykałem się tyleż zaciekle, co bezskutecznie. Otóż kilka ostatnich lat mojego życia, jakkolwiek barwnych i owocnych, było czasem erpegowej posuchy, z rzadka przeplatanej rachitycznymi podrygami. Powziąłem jednak dnia pewnego mocne postanowienie, aby to zmienić.
Siła przyzwyczajenia
Starałem się myśleć realistycznie: obecnie posiadam niewiele czasu, który mogę przeznaczyć na rozrywki, ponadto zawsze muszę się liczyć ze pobudkami w nocy i wstawaniem wcześnie rano, więc w pierwszym odruchu uznałem, że jedynym sposobem, żeby wrócić do gry, jest wykorzystanie internetu. Wielokrotnie podczas spotkań towarzyskich z moją starą ekipą kumpli/współgraczy (jedynymi spośród braci erpegowej, z którymi mam kontakt po dziś dzień) i ich partnerek próbowałem zarzucić wędkę, ale nie połknęli haczyka - granie przez internet jawiło im się, jako pozbawione klimatu. Pomysł, żeby reaktywować sesje na żywo, oczywiście padał, ale to z kolei wydawało się logistycznie nierealne i umierało śmiercią naturalną. Konsekwencją tego doświadczenia była decyzja o przecięciu pępowiny i znalezieniu sobie innej ekipy, skorej do grania przez internet.
Pierwsze kroki
Sam już nie wiem, czy nie mieszam trochę kolejności wydarzeń, ale na pewno pierwszym małym sukcesem na nowej drodze erpegieżycia było przyłączenie się do forumowej sesji Serce Grozy, prowadzonej przez Morela (quasi Zew Cthulhu). Przejąłem postać wędrownego kaznodziei, którego znakiem firmowym uczyniłem rzucanie możliwie pasujących do sytuacji cytatów z Pisma Świętego w niemal każdej wypowiedzi. Sesja toczyła się w leniwym tempie, co zaspokajało mój głód grania tylko w małym stopniu, jednak sam nie zawsze miałem czas szybko napisać nowego posta, więc w sumie mi to pasowało. Niestety proza życia sprawiła, że Strażnik Tajemnic zmuszony był porzucić mistrzowanie na jakiś czas, więc zakończył sesję nie zdradzając zakończenia. Ciężko o lepszy sposób na pozostawienie niedosytu...
To może ja spróbuję
Po tym zdarzeniu (a może równocześnie, bo wciąż mi było mało?) postanowiłem sam spróbować sił w prowadzeniu gry przez forum. Otworzyłem rekrutację do warhammerowej sesji (mogącej w naturalny sposób przerodzić się w kampanię) pod tytułem Drużyna Minotaura. Poza wątkiem na forum nie podjąłem żadnych dodatkowych działań promujących rekrutację, bowiem sam nie byłem do końca pewien, czy udźwignę temat ze względu na niewiele czasu, jaki mógłbym mu poświęcić. Dylemat rozwiązał się sam: zgłosiło się dwóch graczy (pozdrowienia dla Ferr-kona i Derezadyego), stworzyliśmy nawet postacie, ale do grania potrzebowałem przynajmniej trzech. Po jakimś czasie zorientowałem się, że wątek został przeniesiony do archiwum (czy to normalna praktyka na Polterze, że nie informuje się o tym fakcie autora wątku? wszak nie ogłosiłem zamknięcia rekrutacji...).
Wciąż na głodzie. Może chat?
Mój pierwszy kontakt z grami dającymi iluzję swobodnego działania (a było to niemal ćwierć wieku temu) opierał się na tekście: paragrafówki w rodzaju "Dreszcza", czy serii "Wehikuł czasu" oraz niezapomniany "Hobbit" na C64 dawały mnóstwo frajdy przy braku jakichkolwiek ilustracji lub ich marginalizowaniu. Stąd wydawało mi się (i wciąż wydaje, mimo braku dowodów), że granie przez chat może być bardzo satysfakcjonujące. Podejrzenia te dodatkowo potwierdzał kontakt z MUDami. W efekcie zamieszczałem ogłoszenia rekrutacyjne zachęcające do gry za pośrednictwem komunikatorów tekstowych:
- na Szperaczu
- konto wmig.erpg.pl
- wreszcie anons na moim blogu
Zero odzewu. Zupełnie mnie to nie dziwi, jeśli chodzi o ogłoszenie na moim blogu - wszak nie jest to najbardziej poczytne miejsce w sieci. Niemniej dwa pierwsze portale wydają się być dedykowane poszukiwaniu współuczestników rozgrywki RPG. Czy naprawdę nikt nie jest zainteresowany graniem przez chat, czy też może te portale nie spełniają swojej roli i nawet, gdybym szukał ekipy do tradycyjnego grania, to też nic by to nie dało?
A jednak się kręci
Koniec końców poziom frustracji wywołanej erpegowym głodem osiągnął taki poziom, że udało nam się wrócić do - jak się wydaje - regularnego grania na żywo. Spotkaliśmy się już dwa razy, o pierwszej sesji wspomniałem tutaj. Cykl ustaliliśmy na "co trzy tygodnie" i każdy z nas z wyprzedzeniem rezerwuje sobie sobotę przypadającą na następne spotkanie. Jest super, jednak nadal widzę miejsce na jeszcze jedną sesję - co tydzień lub dwa, byle przez chat (takie spotkanie jest znacznie łatwiejszym przedsięwzięciem pod względem logistycznym). Niemniej na moich ziomków nie mam co liczyć w tym zakresie, więc jakby ktoś był zainteresowany...
Przyznam, że dla mnie sesje przez Internet również są mało atrakcyjne; popróbowałam PBF-ów i za więcej serdecznie dziękuję. Stąd też moje pytanie: czy nie myślałeś raczej o tym, żeby w swoim miejscu zamieszkania szukać drużyny, do której mógłbyś dołączać od czasu do czasu (bo jak rozumiem, nie jesteś w stanie bywać na regularnych sesjach)?
OdpowiedzUsuńFaktycznie, myślałem również i o tym. Jakoś jednak zdało mi się, że szansa na znalezienie kilku osób w bliskiej okolicy, gotowych grać w pasujących mi odstępach czasu, sesje o pasującej mi długości, w pasującej mi konwencji jest tak mała, że nawet nie warto próbować. A na eksperymenty i rozczarowania szkoda mi czasu.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, w jak dużym mieszkasz mieście, ale jeśli w większym, to może jednak warto spróbować? Niekoniecznie przez Szperacza, czy WMiG, ale np. lokalne fora RPG-owe (coś w stylu Krakowskiej Sieci Fantastyki). Poza tym, weź pod uwagę, że eksperymenty mogą skończyć się nie tylko rozczarowaniem. :)
OdpowiedzUsuńSzperacze i szukacze zawiodły i mnie.
OdpowiedzUsuńGraczy szukam na własną rękę lub, któryś z już grających zaprasza świeżą krew na sesję.
Jakby coś daj znać na tomakon.inc na gmailu - sesjujemy online w weekendy, w godzinach nocnych (właściwa pora dla nerdów).
Aktualnie trwa kampania i byłoby ciężko się wbić (zwłaszcza, że postacie, które miały być "zapasem" na wypadek nowych graczy lub na wypadek śmierci postaci zostały sprzedane przez graczkę za zapasy na targu niewolników) ale planuję następne (o ile nie wypadnie inaczej - następny będzie to Fallout).
Dzięki, Tomakon. Coś mi się jednak kojarzy, że gracie z wykorzystaniem komunikatorów głosowych, a mi akurat ta forma grania przez internet nie odpowiada. Chyba że pisząc online masz na myśli wyłącznie czat, to wtedy może bym się skusił (aczkolwiek nie znam dobrze świata Fallouta, co może być przeszkodą).
OdpowiedzUsuńCzat to paskudnie powolna metoda komunikacji. Choć czatowa sesja ma swój klimat.
OdpowiedzUsuńVOIP+wirtualny stół i można spokojnie grać. Ale nie naciskam :D
Jakbyś chciał spróbować - daj znać.
Teraz sporo osób gra i prowadzi na Master Mind - fakt, że głosowo, ale może warto się zainteresować. Sam grałem kiedyś 3 bite lata przez czat i uważałem, że grać z mikrofonem się nie da - okazało się to jednak nieprawdą. Co do sesji na czacie, to odkryłem niedawno takie coś: http://www.wsdn.pl/
OdpowiedzUsuńDzięki, Kors, za linka, obczaję. A co do komunikatorów głosowych, to ja nie wątpię w to, że się da i że jest fajnie. Po prostu, jak pisałem gdzie indziej, przekraczają one granicę, za którą już wolę spotkać się normalnie i grać twarzą w twarz.
OdpowiedzUsuńCześć. Chętnie zagram przez IRC. Jeśli w ciągu najbliższych paru lat zbierzesz ekipę, daj znać.
OdpowiedzUsuń